lipca 15, 2019

Drzewo Anioła



Odkąd przeczytałam pierwszą książkę Lucindy Riley mogę stwierdzić, że zakochałam się w jej twórczości. Po czasie postanowiłam sobie zrobić przerwę od historii Siedmiu Sióstr i po przeczytaniu kilku kryminałów, spojrzałam na półkę „co by tu dalej” i automatycznie skierowałam się ku książkom Lucindy (kilka ich mam w swojej kolejce 😊).

Chwyciłam po „Drzewo Anioła”.

Historia zaczyna się od świąt Bożego Narodzenia (pewnie stąd ta przypominająca święta okładka - proszę się nie zrażać). Do rodzinnej posiadłości Marchmont położonej na pięknych wzgórzach Walii przyjeżdża Greta. Piękna ponad pięćdziesięcioletnia kobieta nie była w tym domu przez wiele lat, wszystko to za sprawą wypadku, w wyniku którego nie pamięta większości zdarzeń ze swej przeszłości. Przez 20 lat ukrywała się w swoim mieszkanku w Londynie, gdyż obawiała się konfrontacji z hałasem miejskiego życia. 
Na wspólne rodzinne święta zjeżdża za namową swego wiernego przyjaciela Davida, który jako jedyny jest jej łącznikiem ze światem oraz towarzyszy jej od dnia w którym wybudziła się zagubiona w szpitalu.

Greta nie czuje się dobrze wśród ludzi którzy są jej bliską rodziną a nie rozpoznaje nikogo. Podczas świątecznego poranka, kobieta spacerując po dworze trafia na mały nagrobek na leśnej polanie. Okazuje się, że grób należy do trzyletniego chłopca, który jak wynika z napisu okazuje się, że był jej synem. To szokujące odkrycie sprawia, że w umyśle Grety otwierają się drzwi prowadzące do dawnych wspomnień.

Cofamy się w przeszłość, ku młodzieńczym latom Grety.  Poznajemy historię trzech pokoleń kobiet -Grety, jej córki Cheski oraz wnuczki Avy. Każda postać inna, interesująca na swój sposób pod względem charakteru. Im bardziej poznawałam bohaterki tym bardziej się przywiązywałam i kibicowałam każdej oddzielnie.

Przeszłość cudownie wplata się w teraźniejszość. 

Im dalej i im głębiej zaczytywałam się w historie bohaterów tym bardziej opowieść mnie poruszała i wciągała. Jest pełna skrywanej miłości, oddania, tajemnic, rodzinnych zagwozdek i intryg.

Kto okazał się tytułowym Aniołem?


Zauważyłam, że Lucinda w swych książkach opowiada zdarzenia przeszłości swoich bohaterów. Podoba mi się to, nadaje pewnego indywidualnego charakteru jej książkom.

Opowieść wzbudziła we mnie wiele różnych emocji. Czasem mam tak, że jak czytam coś naprawdę dobrego to wyłączam się na bodźce zewnętrzne. Przy tej w najbardziej emocjonujących fragmentach tak miałam. Damian do mnie mówił, a ja tylko kiwałam głową. Myślę, że większość z nas tak ma ;p.


„Apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Tutaj tak jest.

Czyta się bardzo przyjemnie, lekko i przez to, że książka wciąga to również szybko 😉.

Bardzo polecam osobom doceniającym takie rodzinne zawiłe dzieje.




1 komentarz:

Copyright © Magda's day , Blogger